Raport o mniejszości
Grzegorz Górny
Krajem, który stał się pionierem
w nadawaniu homoseksualistom szerokich przywilejów społecznych, jest Holandia.
Zalegalizowano tam zarówno związki homoseksualne, jak i prawo do adopcji
dzieci przez pary gejowskie. Amsterdam, w centrum którego znajduje się ponad
sto klubów gejowskich, uznawany jest za homoseksualne centrum Europy. Politycy
przyznający się oficjalnie do homoseksualizmu robią tam błyskotliwe kariery,
jak np. zastrzelony niedawno Pim Fortuyn.
Jednocześnie - o czym się bardzo mało mówi - Holandia jest krajem, który
przoduje na świecie w terapii homoseksualistów. Najdłużej praktykę ich
leczeniu prowadzi profesor Gerard van den Aardweg, wybitny psychoterapeuta, wykładowca
uniwersytetów w Europie, Stanach Zjednoczonych i Brazylii. Od ponad 30 lat
przyjmuje pacjentów w swoim gabinecie w pobliżu Haarlemu. W tym czasie zdołał
przeprowadzić od homoseksualizmu do heteroseksualizmu kilkaset osób.
Nie ma "genu homoseksualizmu"
Punktem wyjścia dla terapii osób o skłonnościach homoseksualnych jest
zdefiniowanie samego zjawiska. Co ciekawe, wśród działaczy ruchu gejowskiego
rozpowszechniło się przekonanie, że homoseksualizm jest zjawiskiem bądź
wrodzonym, bądź dziedzicznym, bądź uwarunkowanym genetycznie lub
hormonalnie. Tymczasem nauka niczego takiego nie potwierdza. Nowojorski
psychiatra Lawrence Hatterer uważa takie teorie wręcz za dziewiętnastowieczne.
Wiele badań wykazało, że nie ma wrodzonego homoseksualizmu. Najbardziej znane
są obserwacje profesora J. D. Rainera, analizującego przypadki bliźniąt
jednojajowych, z których jedno okazywało się hetero-, a drugie homoseksualistą.
Profesor W. H. Perloff wykluczył z kolei wpływ hormonów na powstawanie
homoseksualizmu, klasyfikując go jako "zjawisko czysto psychiczne".
Do podobnych wniosków doszli również tacy uczeni, jak m.in. Karen Horney,
Charles Socarides czy Marcel Eck. Nawet tak życzliwi wobec ruchu gejowskiego
seksuologowie, jak Masters i Johnson stwierdzili, że źródłem homoseksualizmu
są "nabyte preferencje".
Raz na jakiś czas światową prasę obiega co prawda news, że właśnie
odkryto "gen homoseksualizmu", ale za każdym razem okazuje się to
plotką.
Z wieloma homoseksualistami jako swoimi pacjentami stykał się już Zygmunt
Freud. Analizując ich fantazje oraz sny, zawsze pod powierzchnią wykrywał ślady
normalnego, głęboko ukrytego usposobienia heteroseksualnego.
To właśnie uczniowie Freuda - Alfred Adler i Wilhelm Stekel - powiązali
homoseksualizm z zaburzeniami neurotycznymi. Pierwszy zdefiniował go jako
kompleks niższości, drugi jako psychiczny infantylizm. Sam profesor van den
Aardweg uważa homoseksualizm za zaburzenie emocjonalne rozwijające się już w
dzieciństwie i okresie dojrzewania. Głównym jego źródłem są, według
niego, nienormalne relacje z matką, a zwłaszcza z ojcem. Najczęściej chłopiec
jest albo zbyt rozpieszczany przez matkę, albo niedoceniany przez ojca (albo
jedno i drugie), co powoduje, że wpada w kompleks niższości na punkcie swojej
męskości. Kanadyjski lekarz Irving Bieber, który opiekował się wieloma
gejami, stwierdził, że nie spotkał wśród nich ani jednego przypadku
normalnej relacji między synem a ojcem. Środowisko naukowe na świecie w
kwestii definicji homoseksualizmu oraz terapii osób o tego typu skłonnościach
jest głęboko podzielone. Przypomnijmy, że kiedy w 1973 roku Amerykańskie
Towarzystwo Psychiatryczne usunęło hasło "homoseksualizm" z
"Podręcznika zaburzeń psychicznych", za decyzją tą opowiedziało
się 58 proc. członków tej instytucji. Jednym z największych zwolenników
wykreślenia homoseksualizmu z rejestru zaburzeń był wówczas doktor, dziś zaś
profesor psychiatrii Robert Spitzer z Uniwersytetu Columbia. W roku 2000
publicznie odżegnał się on od swego stanowiska z roku 1973 i stwierdził, że
oświadczenie ATP było zbyt pochopne i nie poprzedzone należytymi badaniami.
On sam głosował wówczas za zmianą definicji homoseksualizmu, chociaż nie
zajmował się tym problemem. Później rozpoczął jednak zaawansowane badania
nad homoseksualizmem, co doprowadziło go do rewizji poprzedniego stanowiska i
do stwierdzenia, że homoseksualizm jest zaburzeniem seksualnym i można go
wyleczyć.
Bardzo wielu psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów nadal uważa zresztą
homoseksualizm za zaburzenie orientacji seksualnej. Można wśród nich znaleźć
m. in. takie postaci, jak wspominany już van den Aardweg z Holandii, Christa
Meves z Niemiec, Abram Kardiner, Richard Cohen oraz Joseph Nicolusi z USA czy
Jost Kiser ze Szwajcarii i wielu innych.
O ile nie ma żadnego dowodu na to, by homoseksualizm był uwarunkowany
biologicznie, o tyle istnieje bardzo wiele udokumentowanych przypadków, że
jest on preferencją nabytą obyczajowo. Wystarczy wspomnieć chociażby ludzi,
którzy jako osoby nieletnie zostali wykorzystani seksualnie przez starszych mężczyzn,
co stało się początkiem ich homoseksualnej orientacji.
Samotność geja
Prekursorem leczenia gejów w Holandii był zmarły w 1965 r. profesor
psychiatrii Johan Leonard Arndt. Pod koniec życia, mając za sobą wieloletnią
praktykę, oświadczył: "Nigdy nie widziałem zdrowego i szczęśliwego
homoseksualisty". Jego pacjenci narzekali najczęściej na samotność,
brak ustabilizowania w kontaktach oraz depresje.
Obserwacje innego holenderskiego profesora, Adrianusa Dingemana de Groota,
dowiodły, że homoseksualiści mają poczucie wrażliwości typowe dla neurotyków
i są bardziej rozchwiani emocjonalnie niż heteroseksualiści. Potwierdziły to
badania naukowców z uniwersytetu stanowego Indiana (USA), z których wynika, że
aż 60 proc. "dobrze przystosowanych społecznie" gejów prosiło o
pomoc psychiatryczną lub psychologiczną.
Działacze ruchów homoseksualnych nie zaprzeczają tym danym, dodają jednak do
nich własną interpretację. Ich zdaniem, problemy osobiste gejów biorą się
z braku tolerancji ze strony otoczenia oraz z niemożności funkcjonowania w społeczeństwie
na takich samych prawach, jak heteroseksualiści. W Holandii te bariery już
jednak nie istnieją - homoseksualizm jest powszechnie akceptowany oraz prawnie
usankcjonowany - a jednak skala problemów neurotycznych wśród gejów wcale się
nie zmniejszyła. Zdaniem holenderskich psychologów, świadczy to o tym, iż źródło
niepokojów znajduje się nie w otoczeniu, lecz we wnętrzu osoby.
Co ciekawe, od problemów tych nie ucieka holenderska prasa gejowska. W krajach,
w których homoseksualiści walczą o prawa społeczne, przedstawiają oni swój
ruch niemal wyłącznie w różowych barwach. Tam jednak, gdzie już wywalczyli
te prawa, jak np. w Holandii, zaczynają prezentować także swe ciemne strony.
Jednym z bardziej dyskutowanych w tym środowisku problemów jest kwestia
samotności starych homoseksualistów. Narzekają oni, że w związkach z
partnerami liczy się głównie seks, wobec czego oni - nie posiadając już młodego
i pięknego ciała - nie mają szans na zbliżenie z kimkolwiek. Są skazani na
kupowanie seksu za pieniądze u nastolatków, ale czyjejś bliskości i oparcia
na starość nie kupią.
Pim Fortuyn, zamordowany lider populistycznej partii holenderskiej, w jednym ze
swoich ostatnich wywiadów powiedział, że homoseksualizm jest dla niego jak
zniewolenie, a ceną za ten wybór jest straszliwa samotność.
Humor jako lekarstwo
Ruch gejowski często przedstawia siebie jako prześladowaną mniejszość i
ofiarę nieżyczliwego społeczeństwa. Profesor van den Aardweg zauważył
podobny mechanizm u pojedynczych homoseksualistów - mają oni skłonność do
przesadnego użalania się i rozczulania nad sobą, do postrzegania siebie w
kategoriach wiecznej ofiary, wręcz do autodramatyzacji. Takie uczucia
psychologia określa jako niedojrzałe emocjonalnie i egocentryczne. Na bazie
takich właśnie uczuć bazuje kompleks niższości, z którego - zdaniem
holenderskiego profesora - wyrasta skłonność homoseksualna.
Dlatego tak wielką rolę w terapii van den Aardwega odgrywa poczucie humoru.
Proponuje on pokonanie ciągłego narzekania i uskarżania się poprzez śmiech
- głównie śmiech z samego siebie. Autoironia pomaga odkryć "infantylne
dziecko siedzące w środku dorosłego" - jak nazywa je holenderski
terapeuta. Humor stanowi więc antidotum na impulsy o charakterze neurotycznym.
Profesor odkrył też ciekawą zależność: im mniej roztkliwiania się nad sobą,
tym mniejsza skłonność do zachowań homoseksualnych.
Generalnie terapia trwa kilka lat. Polega ona głównie na wglądzie we własne
wnętrze i na wewnętrznym zmaganiu. Jej celem jest uzyskanie emocjonalnej
dojrzałości do małżeństwa, powodzenie zaś zależy od motywacji danej
osoby, jej wytrwałości i szczerości wobec siebie.
Jednym z pierwszych pacjentów van den Aarwega był 60-letni dziś Piet, który
zetknął się z profesorem w 1971 roku. Do dziś odwiedza go, ale już
towarzysko, jest bowiem przykładnym mężem i ojcem dziewięciorga dzieci. Tak
wspomina siebie sprzed lat: "Lokowałem wówczas swoje uczucia w chłopakach,
ale nigdy nie byłem szczęśliwy... Ciągle koncentrowałem się tylko na sobie
samym. Ciągle tylko ja, ja i ja. To ja sam byłem w centrum swojego
zainteresowania."
Piet podkreśla, że dopiero po zniknięciu skłonności homoseksualnych tak
naprawdę przestał się skupiać na sobie i zaczął dostrzegać drugie osoby.
Do podobnych wniosków dochodzi Kristoff, 40-letni Niemiec, który pracuje
obecnie jako wolontariusz w hospicjum, towarzysząc umierającym. Czuł się
jako homoseksualista głęboko nieszczęśliwy, ale nie wiedział, co z tym
faktem zrobić. "Kiedy wpadła mi w ręce książka profesora van den
Aardwega, było to dla mnie jak objawienie - rozpoznałem w niej siebie oraz różne
detale z mojego życia" - wspomina. Natychmiast pojechał do Holandii.
Przez dwa lata dojeżdżał na spotkania terapeutyczne z Zagłębia Ruhry do
Haarlemu. Obecnie nie odczuwa już do mężczyzn żadnego pociągu seksualnego.
Czynnik religijny
Van den Aardweg nie stosuje w swej pracy żadnych chrześcijańskich teorii czy
koncepcji, choć podkreśla, że osoby wierzące mają większą motywację i
silniejszą wolę do walki ze swoimi skłonnościami niż osoby niewierzące.
W odróżnieniu od niego na chrześcijańskich podstawach opiera swą działalność
holenderski ruch EHAH (Opieka Ewangeliczna nad Homoseksualistami). Założył go
w 1975 roku w Amsterdamie były homoseksualista Johan van der Sluis. Przestał
być gejem pod wpływem głębokiego nawrócenia religijnego, a swój przypadek
opisał w autobiografii zatytułowanej "Nie jestem już taki". Źródła
swojego homoseksualizmu wskazywał w chorych relacjach z ojcem i w kompleksie niższości.
Wkrótce po wydaniu książki do van der Sluisa zaczęli zgłaszać się z prośbą
o pomoc pierwsi geje. Z czasem było ich tak wielu, że postanowił założyć ośrodek
pomocy osobom uzależnionym od homoseksualizmu. Co roku zgłasza się do niego
ok. 50 osób.
W ten sposób 10 lat temu trafił do EHAH młody muzyk Allard Buhre, który z
powodu swej orientacji seksualnej cierpiał wówczas na depresję. Dziś pracuje
on jako street walker i w każdy weekend odwiedza amsterdamskie gay clubs, gdzie
przeprowadza ok. 80 rozmów z homoseksualistami, przekonując ich, że istnieje
alternatywna droga wobec ich sposobu życia.
Allard opowiada o dużej rotacji partnerów w środowisku homoseksualnym.
Potwierdzają to nawet badacze przychylni ruchowi gejowskiemu, np. głośny
raport Instytutu Kinseya z 1978 roku podawał, że połowa badanych
homoseksualistów przyznała się do kontaktów z co najmniej 500 różnymi
partnerami seksualnymi. Aż 62 proc. gejów przyznało też, że korzysta z łaźni
homoseksualnych w celu nawiązania anonimowych stosunków płciowych.
Według Allarda, taka zmienność partnerów wynika z ciągłego niezaspokojenia
i nienasyconej tęsknoty, jaka trawi gejów. Ponieważ drugi mężczyzna nigdy
do końca nie jest w stanie dać tego, co kobieta - wpadają w oni w ciąg
nieustannych poszukiwań.
Niedawno Allard spotkał 20-letniego Turka Dżemala Yalcinkayę. Chłopak czuł
odrazę do swojego homoseksualnego trybu życia i trzy razy próbował popełnić
samobójstwo. Allard poznał go, kiedy Dżemal ciężko ranił się nożem.
"Myślałem, że znajdę szczęście w środowisku homoseksualistów - mówi
Turek. - Ale w większości to były złe doświadczenia. Ci faceci chcieli
jedynie uprawiać ze mną seks. To wszystko działało jak automatyczny pilot.
Wiem, że większość ludzi w tym środowisku funkcjonuje i czuje w ten sam
sposób. Słowo gay znaczy wesoły, szczęśliwy, i oni zachowują się, jakby
tacy byli, ale tak naprawdę nie są szczęśliwi." Dzięki Allardowi Dżemal
przyjął chrzest i odmienił swe życie.
Podobne ośrodki, chociaż w Holandii mają najdłuższą tradycję, działają
od dawna także w innych krajach. Istnieje również międzynarodowa federacja
organizacji zajmujących się pomocą homoseksualistom - Exodus. Polska stawia
na tej drodze dopiero pierwsze kroki. Skoro jednak wchodzimy do Unii
Europejskiej, to może i u nas pojawią się podobne rozwiązania.
***
Często można się spotkać z opinią, jakoby homoseksualiści stanowili ok.
10 proc. populacji. Wychodząc z tego założenia. Robert Biedroń mówił w
studiu Polsatu, że w Polsce żyje ich ok. 2 mln, co jest twierdzeniem nie mającym
żadnego pokrycia w badaniach.
Tak wysoki odsetek homoseksualistów pojawił się po raz pierwszy w Stanach
Zjednoczonych w tzw. Raporcie Kinseya. W 1948 roku amerykański seksuolog Alfred
Kinsey ogłosił wyniki swoich badań, z których wynikało, że aż 37 proc,
wszystkich dojrzałych mężczyzn w USA ma za sobą doświadczenia
homoseksualne. W następnych latach doszedł on do wniosku, że homoseksualiści
stanowią ok. 10 proc. populacji białych mężczyzn między 16 a 55 rokiem życia.
Do dziś wiele osób powtarza bezkrytycznie dane zaprezentowane wówczas przez
Kinseya.
Znacznie później dopiero okazało się, że owe raporty były sfałszowane.
Kinsey prowadził bowiem swoje badania nie na reprezentatywnej próbce społeczeństwa,
lecz na grupie przestępców seksualnych i więźniów, wiadomo zaś, że w więzieniach,
gdzie mężczyźni długie lata przebywają w zamknięciu bez kobiet, praktyki
homoseksualne nie należą do rzadkości.
Tymczasem badania przeprowadzone w USA i Wielkiej Brytanii na bardzo szerokiej
grupie reprezentatywnej pokazały, że w tym pierwszym kraju homoseksualistów
jest 1 proc., a w drugim 1,5 proc. (z tego zaś 30-40 proc. to biseksualiści).
***